
Król bez królestwa
Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami. Dla tych, którzy już w pełni świadomie pojmowali świat w roku 2020, wiadome jest, iż dwie przykre niespodzianki zdarzające się w krótkim czasie to żadna granica dla doglądającej człowieka opatrzności. Wielu, przebywając w ścianach zamkniętego mieszkania, długimi godzinami pomstowało ku wyraźnie nieprzychylnemu im niebu.
Boże, czegośmy dożyli..
Izolacja, o której w niekończące się dni robocze zwykliśmy marzyć, nagle stała się nieprowokującym jeszcze wówczas do dyskusji faktem. W końcu trzeba żyć. Trzeba żyć.
Trzeba jakoś żyć..
W pierwszej połowie tego pamiętnego roku życie z ulic przeniosło się za zamknięte drzwi prywatnych mieszkań. Zakłócające zazwyczaj starszej części społeczeństwa ciszę nocną puby, przybrały stroje niemalże rodem z amerykańskiej rzeczywistości lat dwudziestych ubiegłego wieku. Nawet w sklepach zakazano sprzedaży alkoholu tym, którzy wieczorową porą szukali dodatkowych wrażeń. Czy ktoś jednak rzeczywiście pragnął doznań większych, niż te, które z wątpliwej łaskawości losu już mu w udziale przypadły? Chyba jedynie przetrącone dusze, które własnego towarzystwa w pojedynkę znieść nie mogły.
Zastanawiam się czasem, co w takie dnie i noce porabiał pewien uliczny grajek, o którym mówiono niegdyś, że ma szansę zostać wybitnym pisarzem. A może taką jego wizję podsuwały mi tylko patrzące na niego każdego dnia pełne uwielbienia oczy? Kiedyś nawet pozwoliłam sobie uczynić uwagę, którą przyjął z największym zachwytem. Tak, wyglądasz jak pisarz.
Za jego pisarskim przeznaczeniem przemawiała nawet jego biografia. Sponiewierany przez życie, po utracie miłości, pozostał wierny już jednej jedynie kochance, której struny szarpał w chwilach mniej lub bardziej uświadomionej rozpaczy. Któż wie, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby serdeczny przyjaciel w młodości nie rozsypał przed nim proszku dodającego odwagi i nie wzniósł toastu odejmującym smutki napojem. Choć pewnie, jak większość tego, co się na tym świecie zdarza, nie uniknąłby on i tak z góry określonego losu.
Miłości niespełniony pisarz w życiu miał kilka, a jedną bardziej fałszywą od drugiej. Nie były one zakłamane z pewnością. To świat pisarza był absolutnie nierealny, a każdy, kto w niego wchodził, nasiąkał muzyką, literaturą, a także aromatem najtańszego tytoniu oraz wódki. I choć wszyscy zachwycali się nad jego śpiewem, bo pisarz potrafił opowiadać historię życia do spółki ze swoją sześciostrunową ukochaną, nikt tak naprawdę nie chciał podzielić jego losu. Ci, którzy z troski czy miłości los ten próbowali odwrócić, zostali przez samego pisarza odepchnięci i nigdy już w jego łaski nie powrócili.
Nieraz to po przebudzeniu z rozrywającym duszę wstydem pisarz stwierdzał, że nie wie, gdzie jest, z kim jest, i kto tym razem najbardziej będzie cierpiał. Jedyne pytanie, na które znał odpowiedź, brzmiało: dlaczego? I choć odpowiedź ta z początku przynosiła rozgrzeszenie, po latach stała się piętnem, którego próby zmazania kończyły się jeszcze wyraźniejszym jego zaznaczeniem.
Latami tułał się niespełniony pisarz ulicami starego miasta, które od dnia narodzin, aż do samego końca, nazywać miał swoim domem. Jego przyjaciółmi stały się podwórka, dworce i podziemne przejścia, dające schronienie nie tylko jemu, ale i innym pozbawionym przychylności niebios wędrowcom, czyniąc z nich przypadkowych świadków jego niespełnionego żywota. Kilka lat temu można było go spotkać w jednym pubie, w którym jeszcze akurat nie dosłużył się wiecznego zakazu wstępu.
Ale i na to przyszła pora. Nie pomogły ani znajomości za barem, ani zakochane w jego głosie kelnerki, ani też mniej popędliwi koledzy od szklanki. A tacy tylko pozostali, gdy ci klęczący przed ołtarzem zawiedli. Jednak i oni z czasem odeszli. Jedni postanowili, że czas dorosnąć i dotknąć w życiu choć odrobiny rzeczywistości. Inni wybrali rzeczywistość wieczną – jedyną już wówczas dla nich dostępną.
Samotny wędrowiec na szlaku – król bez królestwa..
